Wystąpienia publiczne? Tego się można nauczyć!

Pamiętam Kaję ze szkolenia. Miała potworną tremę. Drżące ręce, zacinający się głos, niepewne spojrzenia znad kartki w kierunku publiczności. Z całej grupy Jej chyba najtrudniej było stawiać pierwsze kroki w wygłaszaniu prezentacji.

 

Pomocne wsparcie
Wspierałam Ją z całych sił. Oczywiście nie Ją jedną – pozostałych członków grupy (i wszystkich takich grup, które szkolę;-) również. Jednak wtedy moje wsparcie było Kai szczególnie potrzebne. Może dlatego pamiętałam Ją przez tyle lat… Chociaż pamiętałam także dlatego, że Kaja, wdzięczna za pomoc, przesłała mi po szkoleniu uroczy upominek. Mam go do dziś – to taki mój „szkoleniowy talizman”;-)

Być trenerem…
Czasie przerw w szkoleniu rozmawiałyśmy o różnych sprawach i pamiętam, że Kaję interesował zawód trenera. Nie zatrzymałam się na tym szczególnie bo w tamtym czasie wiele osób pytało mnie na czym ta praca polega, jak to jest dzielić się wiedzą z innymi. Odpowiadałam na te pytania z przyjemnością i trochę „zarażałam” zamiłowaniem do takiej pracy. Ale zamiłowanie to nie wszystko… Jednak Kaja dała radę! Kilka lat po szkoleniu, którego była uczestniczką, dowiedziałam się z portalu społecznościowego, że pracuje jako trener. Uśmiechnęłam się do siebie.

Uśmiech dookoła głowy

A dziś gdyby nie uszy cieszyłabym się dookoła głowy! Kilka dni temu byłam na szkoleniu związanym z wolontariatem, na który się zgłosiłam. Szkolenie miało być z komunikacji. Westchnęłam głęboko – cóż, trzeba to trzeba.
Szkolenie prowadziła Kaja Gdowska*! Moja uczestniczka, która kiedyś, jak mała myszka, chciała się podczas ćwiczeń z prezentacji schować do najciemniejszej nory. Teraz pojawiła się Szkoleniowa Lwica. Spokojna, pewna siebie, znająca swoją moc. Przeprowadziła świetne szkolenie – fachowo przygotowane, spójne, pozwalające wolontariuszom przyswoić najważniejsze treści tak, by potrafili potem wykonać swoje zadania. Ktoś, kto ją teraz ogląda chyba nie uwierzyłby jak długą drogę przeszła i ile hartu ducha potrzebowała, by spełnić swoje marzenia i znaleźć się w obecnym miejscu. A ja…nie mogę przestać się cieszyć! Bo jedną z największych przyjemności szkoleniowca (a także coacha, mentora itd.) jest świadomość, że było się obecnym i pomocnym na początku drogi, która doprowadziła kogoś do sukcesu. A właściwie do Sukcesu (duże S jak najbardziej właściwe!).

To jest możliwe

Historia Kai to również źródło mocy dla osób, które mają na siebie jakiś pomysł ale na początku drogi potykają się o własne słabości. Zwykle nie wyobrażamy sobie jak wiele słabości potrafimy pokonać! I nie mam tu na myśli wiecznej walki o bycie lepszym i „bardziejszym” pod każdym względem. Bo taka walka nie zawsze jest dla nas dobra a czasem bywa bardzo wyczerpująca. Jednak warto testować swoją własną moc gdy zależy nam na jakimś osiągnięciu. Czasem będzie to samodzielne praktykowanie i poprawianie tego, co trzeba a czasem ze wsparciem kogoś z zewnątrz. Obie wersje super. Pod warunkiem, że nie zatrzymamy się na „potykaczach”, które jesteśmy w stanie pokonać lub ominąć.

* imię i nazwisko podaję oczywiście za zgodą Kai

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *